piątek, 15 lutego 2013

Lubię, kiedy jest crazy

W poprzednim poście wspominałam o swoim pierwszym quilcie, który uszyłam w technice crazy. Biało-kremowy, spokojny, w zasadzie wcale nie był tak szalony, jak potrafią być crazy narzuty. Więc teraz dla odmiany coś bardziej niespokojnego, co szyłam i skończyłam w zeszłym roku.

Nazwałam tę narzutę "Crazy Africa", nie tylko ze względu na skrawki "dzikich" tkanin, ale również fajne materiały z nadrukiem sztuki afrykańskiej.



Ponieważ narzuta nie była haftowana, mogłam ją przepikować na całej powierzchni.
  
Następna narzuta powstała podobnie, chociaż jest zdecydowanie spokojniejsza. Wszystkie uzbierane zielone ścinki, głównie gładkie, uzupełniłam motywami kwiatowymi.


 
Mogłam przynajmniej wykorzystać wszystkie ulubione tkaniny, na przykład biedronki, które miałam tylko w takim kawałeczku.

Bardzo mi się podoba moda na spody narzut zrobionych nie z jednolitych tkanin. Zawsze można stronę crazy zamienić na tę bardziej spokojną.
Kolejna narzuta powstała trochę inaczej. Ponieważ miała być haftowana, mogłam ją pikować tylko w szwach, pomiędzy kwadratami, a nie na całej powierzchni. Skoro nie mogła być "zabezpieczona" pikowaniem, musiałam nieregularne ścinki naszywać na kwadraty cieniutkiego płótna. Zupełnie jak w czasach królowej Wiktorii. I podobnie jak w wiktoriańskich narzutach, każdy brzeg ukryty jest pod ozdobnym szwem. Z małym "ale",  a raczej z dwoma małymi "ale". Wiktoriańskie damy robiły to ręcznie, ja mogłam wreszcie wykorzystać wszystkie odzobne szwy w swojej maszynie. Wiktoriańskie damy zszywały ścinki aksamitów, jedwabi i innych luksusowych tkanin. Ja szyłam swoją narzutę tylko z bawełny, za to sama ją pofarbowałam i pomalowałam. A wybrane przeze mnie kolory przyprawiłyby o ból głowy wszystkie XIX-wieczne damy.

Muszę przyznać, że jest to narzuta dla odważnych, chociaż kolory nie są naprawdę aż tak ostre, jak wyszły na zdjęciu.


 Na koniec narzuta, którą XIX-wieczne damy zaaprobowałyby z pewnością. Powstała podobnie, jak poprzednia: na kwadraty cienkiego płócienka, naszyłam materiały w różnych odcieniach lila i fioletu, a brzegi tkanin ozdobiłam haftem maszynowym.





Różnica tkwi w tkaninach. Owszem część z nich jest gładka lub marmurkowana przeze mnie, ale te najpiękniejsze, wzorzyste, to reprodukcja tkanin z końca dziewiętnastego wieku.

Kiedy zobaczyłam te reprodukcje, nie mogłam się powstrzymać, musiałam je mieć do kolejnej narzuty crazy!!!

Dla wszystkich zainteresowanych, które/którzy chcieliby nauczyć się techniki szycia takich patchworków albo jeszcze bardziej szalonych, informacja: zajrzyjcie na stronę Ani Sławńskiej, z którą mam wielką przyjemność prowadzić warsztaty patchworkowe. Narzuty crazy na pewno znajdą się w naszych planach!

3 komentarze:

  1. Wspaniałe narzuty. Podobają mi się te zestawienia kolorystyczne i szalone wzory, wydawałoby się - bez "geometrycznej powtarzalności" (jednak kwadraty dostrzegam). Przyglądałam się wielokrotnie z bliska tym pozszywanym kawałkom tkaninek i nie mogę znaleźć "klucza", bo może w crazy tego klucza nie ma. Mam nadzieję, że po kursie szycia patchworku nie będzie to już taką tajemnicą. Podziwiam cierpliwość. Serdecznie pozdrawiam. Jola

    OdpowiedzUsuń
  2. I love the way you made this quilt. I also like to do the same. Beautiful!

    OdpowiedzUsuń
  3. I love the way you made this quilt. I also like to do the same. Beautiful!

    OdpowiedzUsuń