Postanowiłam zrobić coś ekstra. Czyli jednym słowem przygotować coś nowego i coś, co... mhm... godnie reprezentowałoby nasz kraj. To pierwsza tego typu impreza na dużą skalę, w której będę uczestniczyć, więc mam tremę.
Najpierw wydawało mi się, że mam multum pomysłów, potem, kiedy przyszło co do czego, w mojej głowie zrobiła się pustka. Było dużo czasu (jak mi się wydawało), więc dałam swojej głowie czas na odpoczynek. Poskutkowało to tym, że nastąpiło coś równie problematycznego jak brak pomysłów, a mianowicie nadmierny ich wysyp. Na początku marca miałam wreszcie ogólą koncepcję całości i plan, że będę robić jeden quilt tygodniowo. Plany planami, a wiadomo, życie życiem. Koniec końców dopiero dwa tygodnie temu zaczęłam realizować swoje pomysły. A polegały one na tym, że chciałam zrobić cztery quilty poświęcone czterem porom roku, każdy wykonany inną techniką i z tkanin, które miały być farbowane przeze mnie. To drugie było łatwiejsze, bo mam niezły stosik fajnych materiałów, z tym pierwszym sprawa była bardziej skomplikowana. Mianowicie postanowiłam, że poeksperymentuję z technikami, których jeszcze nie praktykowałam. I zrobił się niezły galimatias. Na przykład wymyśliłam sobie, że "Jesień" ma przypominać malarstwo na jedwabiu, tzn. wszystkie elementy miały być obwiedzione grubszym konturem w kontrastowym kolorze. Długo myślałam, jak to zrobić. Może ściegiem satynowym? Po kilku nieudanych próbach"Jesień" odłożyłam na bok, żeby mi wykiełkował inny pomysł i wzięłam się za kolejne pory roku, co do których miałam bardziej sprecyzowane pomysły. Przede wszystkim za "Wiosnę" i "Lato".
Ok, wiem, że ten szkic jest, delikatnie pisząc, mało czytelny, ale właśnie tak miała wyglądać "Wiosna". Góra to błękit, czyli niebo, tylko i wyłącznie pikowany, te zygzaki to kwiaty w wiosennych, świeżych kolorach, aplikowane. Natomiast dolna część miała być czysto patchworkowa, bo pomiędzy łodyżkami kwiatów miały pojawiać się łatki w świeżych wiosennych zieleniach.
Najpierw zrobiłam casting na tkaniny. Pastele przyszły mi na myśl na samym początku, ale w rzeczywistości wyglądały jeszcze bardziej blado niż na zdjęciu.
Potem wybrałam bardziej żywe kolory, ale, koniec końców, zdecydowałam się tylko na kilka z nich.
Jednym słowem wszystkie kwiaty miały być około-czerwone. Pocięłam je w bardzo nieregularne, jakby poszarpane kształty, które miały jedynie symbolizować płatki kwiatów i...
jakoś przestało mi się to podobać. Próbowałam inaczej ułożyć płatki, w sposób bardziej zorganizowany. Cała rzecz nie dała mi spać, więc w nocy zwlokłam się z łóżka, żeby zrobić nową aranżację i...
no nie, nie tak miało być! Tylko jak?
Nastepnego dnia, przypomniała mi się aranżacja z czerwieniami w kształcie kwadratów, że niby takie geometryczne kształty będą pasowały do długich łodyżek, więc, żeby nie marnować tkaniny, pocięłam kolorowy papier i jakieś foldery najpierw tak:
Okrągłości wydały mi się bardziej kwiatowe niż kwadraty, ale jednak to nie było nadal to. Potem dodałam im środki:
a potem pocięłam na bardziej stylizowane kwiatkowe formy: