poniedziałek, 28 stycznia 2013

Na dobry początek

No, i stało się. Długo się zabierałam do tego, zeby założyć bloga, ale jak to mówią "jeśli cię nie ma w sieci, to cię nie ma". A ja jestem. I są moje patchworki. I moja biżuteria. I całe moje szycie, o którym chcę pisać. Dlatego zanim rozpędzę się w tym pisaniu, chciałam podziękować Ani Sławińskiej (http://annaslawinska.blogspot.com) i Ewie Otceten (http://www.ot-kreacje.blogspot.com/) za to, że mnie wreszcie do tego zmotywowały.
Najpierw kilka słów o sobie. W skrócie: jestem absolwentką archeologii śródziemnomorskiej, ale niestety nie zostałam drugim Indianą Jonesem. Z zawodu jestem dziennikarką (głównie), a ostatnio coraz częściej quilterką. (Wiem, że nie ma takiego słowa w języku polskim, ale co tam.) Jednym słowem, szyję patchworki/quilty, co jest moją pasją, a chciałabym, żeby było zajęciem na stałe. Ostatnio coraz cześciej tworzę też inne tekstylia, np. biżuterię.
To tyle o mnie. Przecież blog ma być o rzeczach, które tworzę.
Na dobry początek - podsumowanie, czyli przegląd niektórych uszytych przeze mnie w ostatnich kilku latach narzut. Dzisiaj pokazuję te, które znalazły swoich nabywców i powędrowały w Polskę.
Najpierw narzuta Podróż dookoła świata, która najbardziej oddaje mój styl - bardzo kolorowa, bardzo graficzna, trochę "nieuporządkowana".

Ta narzuta pojechała później, o ile pamiętam, nad morze. Zdjęcie robiłam w ogrodzie mojej przyjaciółki Eli. Kolejne zdjęcia są autorstwa Jasia Domańskiego i były robione w "postindustrialnej" scenerii dawnej fabryki Koneser w Warszawie.

Zabawiam się w stylistkę. Staram się, żeby "gwiazda" przybrała odpowiednią pozę, by dobrze wyglądać na zdjęciu. Jednym słowem, żeby patchwork się nie zsunął na ziemię.

 
Nawet zbliżenie nie pokazuje, ile łatek, łaciątek i łaciuniek składa się na całość, która ma dwa na dwa metry.


Jak patrzę na te pogodne kolory, od razu robi mi się raźniej na duszy, bo za oknem... ech, szkoda gadać.


 A teraz patchwork, który powędrował do Ewy z Warszawy. Powstał z wszystkich brązowych paseczków, które zostały mi po uszyciu kilku narzut log cabin. Niektóre była za krótkie na chatkę, ale za ładne, żeby się z nimi rozstać. Próbowałam policzyć, ile rodzajów materiału wykorzystałam przy tej narzucie i pomyliłam się przy dwieście którejś. Podsumowując: zamiast chatki z bali, powstały cegiełki.
Cegiełki są bardzo podobne do tych, które są w tle. I chociaż nie takie było nasze zamierzenie w trakcie sesji, efekt jak najbardziej mi się podoba.
Patchwork/quilt w całej okazałości.


Zbliżenie z pikowaniem. Stippling to pierwszy wzór, którego się nauczyłam, kiedy kupiłam nową maszynę z "magiczną"stopką.
Na koniec podobne zbliżenie, tylko bardziej nastrojowe. Szkoda, że sama nie potrafię tak fotografować!