I rudzielec:
A już zupełnie odbiega od nich dziewczyna rasta (ktoś mi poradził, żebym na jej t-shircie narysowała listek... wiadomo czego).
I na koniec przeglądu części moich lal, skoro już jesteśmy przy rasta, jedyny chłopak w towarzystwie i punkowiec:
Jak na prawdziwego punka przystało, Zdzisio ma agrafkę w uchu, irokeza i poszarpane spodnie.
A ponieważ zdarza się, że magazyny publikują też kulisy sesji zdjęciowej, opublikuję i ja. Żeby nie było tak słodko, bo moje modelki miały humory niczym supermodelki. Niech nikogo nie zwiodą te ich słodkie uśmiechy...
A to fryzura nie odpowiadała...
To znów groszki nie pasowały do rajstopek w paski.
A granat do karnacji.
Były też aluzje, że pomarańcza to nie jest najwygodniejsze miejsce do siedzenia...
I jak tu takim... lalom dogodzić? Tak mnie wymęczyły, że od kilku miesięcy nie uszyłam ani jednej. Narzuty patchworkowe są mniej wymagające!
Cudne te Twoje lale. Moje serce podbił Zdzisio - za wygląd, imię, a w szczególności za agrafkę w uchu. Super pomysł, wspaniałe wykonanie. Serdecznie pozdrawiam. Jola
OdpowiedzUsuńSłoooooodkie, kooooooochane i w ogóle♥♥♥
OdpowiedzUsuńŚwietne, zakochałam się w szatynce a już najlepszy jest beret rasta! I zgadzam się-patchworki są mniej wymagające:) Uszyłam jedną lalę w życiu, może kiedyś ją pokażę na moim blogu, bo pewnie to pierwsza i ostatnia...z czystej ciekawości-włosy są doszyte gęsto, czy po konturze? Pozdrawiam, Ola
OdpowiedzUsuńUśmiałam się z tych dopisków :) Lale świetne i z charakterkiem :)
OdpowiedzUsuń