piątek, 29 sierpnia 2014

Tęczowe dni

Nie, bynajmniej nie widziałam tęczy na niebie, ale u siebie w mieszkaniu. Jaką? Do tej pory to było TOP SECRET, ale już się mogę pochwalić. Od września farbowane przeze mnie tkaniny znajdą się na półkach (i stronie internetowej) sklepu Ładne Tkaniny. Urszula Kubicka-Kraszyńska zaproponowała mi, żebym zaprezentowała u niej swoją autorską kolekcję i od przyszłego tygodnia pierwsze tkaniny będą już w sprzedaży. Autorska kolekcja to brzmi dumnie, więc nie mogłam się oprzeć, zwłaszcza, że będzie ona w bardzo dobrym towarzystwie. Urszula, jak wiadomo, ma tkaniny super jakości, dobrych fabryk i znanych projektantów, są wśród nich Philip Jacobs, Tula Pink, Denyse Schmidt czy moja ulubiona Amy Butler.

Od kilku lata sama farbuję swoje tkaniny, więc propozycja Urszuli była dla mnie rozwinięciem tego, co robię "na co dzień". I co uwielbiam robić, chociaż to bardzo brudna robota. Tak mniej więcej wyglądała przez ponad tydzień moja kuchnia:

Jak już pisałam, naprawdę widziałam tęczę - z kafelków barwnik da się zmyć, ale już z fug pomiędzy nimi nie bardzo. Dlatego od wielu lat moje szare fugi są mniej więcej żółto, czerwono, niebiesko zielone.


Na szczęście tym razem nie ufarbowałam się sama - zazwyczaj po takim seansie farbowania, mimo środków ostrożności (grube gumowe rękawice), mam turkusowe palce, czerwone ręce powyżej nadgarstków lub dodaję kolejną plamę do ubrania, w którym to robię. A chciałabym podkreślić, że barwniki Procion MX są baaardzo trwałe, kiedy znajdą się na skórze, schodzą bardzo powoli. Za to kiedy znajdą się na tkaninie (a raczej w tkaninie, bo z łatwością są przez nią wchłaniane), nie dają w ogóle sprać. I są ekologiczne - dwa, trzy prania po farbowaniu wystarczą, żeby woda po kolejnym praniu była już czysta. Na zdjęciu poniżej widać dwa zestawy czerwieni: jeden z odcieniami zimnymi, drugi z ciepłymi, na jednym zestawie jest biała opaska. To krajka, którą odcinam z białego materiału przed farbowaniem i wrzucam do ostatniego prania, żeby sprawdzić, czy woda jest już czysta.
 
 
Dzięki temu, że sama farbuję tkaniny, mogę na przykład już góry przygotować sobie zestaw kolorystyczny, który będzie dominował w patchworku lub art quilcie. Przygotowując tkaniny dla Uli, przy okazji ufarbowałam sobie zestaw składający się z fioletów, żółci i mieszanek tych dwóch barw, który bardzo mi się podoba. I już wiem dokładnie, co będę z niego będę szyła, kiedy uporam się z aktualnymi projektami.
 
 
Tkaniny farbowane dają możliwość również tworzenia zestawów ombre, czyli cieniowanych - to jedyna możliwość u nas w Polsce, bo niestety do tej pory nie widziałam tak zestawianych barw w naszych sklepach. Sama uszyłam kilka takich narzut, między innymi tę fioletową.
 
 
 
 
Jednak wracając do tkanin, które do tej pory farbowałam - możliwości są nieograniczone. Największa jest moja kolekcja czerwieni (może dlatego, że błękity "schodzą" mi szybciej?). Uzbierałam tego niezły stosik. Poniżej część większych kuponów, ale mam jeszcze mniejsze kawałki.
 
 

Jak widać odcieni jest mnóstwo: od makowych, marchewkowych, malinowych, poprzez prawie różowe, prawie fioletowe, prawie brązowe. Poza tym tkaniny nie są jednolicie ufarbowane i dają fajny batikowy efekt. To część łatek, z których prawdopodobnie powstanie poduszka.


Na koniec, skoro jestem przy ciepłych czerwieniach, jeszcze pochwalę się moim zestawem słonecznym, a w poniedziałek kolejne informacje na temat moich tkanin sprzedawanych w Ładnych Tkaninach.





środa, 27 sierpnia 2014

Powrót, patchwork i pikowanie

Wracam na łono swojego bloga, do którego zaglądałam ostatnio dawno temu. Nie oznacza to, że absolutnie nie działałam patchworkowo. Działałam i powoli wszystko wykańczam - będę miała we wrześniu wystawę w zaprzyjaźnionej galerii, więc trzyma mnie termin. Ale o tym potem.
Na razie dowód na to, że nie zardzewiałam patchworkowo - zdjęcia z wydarzenia, na którym byłam 28 czerwca. Firma Yuki zorganizowała w centrum Warszawy spotkanie i prezentację swoich maszyn. Zaprosiła na to spotkanie Ulę Kaszyńską ze sklepu Ładne Tkaniny, a Ula zaprosiła mnie, żebym poprowadziła mini-warsztaty dla chętnych. Chętnych okazało się baaardzo dużo. Z wybiciem godziny dwunastej, czyli w samo południe, ustawiła się do nas megakolejka, która zaczęła się przerzedzać dopiero około godziny szóstej. Nie dziwię się: miały do dyspozycji piękne tkaniny od Uli, bardzo dobre maszyny i nas do pomocy.

Tak wyglądał nasz mini warsztat: cięłyśmy materiały, część osób szyła, a reszta stała (lub siedziała) w kolejce, przyglądając się, co robimy.

Tematem była chatka, czyli log cabin, która gwarantuje, że w pół godziny (mniej więcej) może powstać niewielka podkładka. Chętnych było wiele, w różnym wieku i stopniu zaawansowania szyciowego. Na przykład małe dziewczynki - jedna z nich była pod opieką taty, który cierpliwie wysłuchiwał z nią naszych rad.
 
 
 

 
Mimo kilkugodzinnego zabiegania, zdołałam zrobić sobie kilka minut przerwy i spełnić wielkie marzenie. Stanęłam przy profesjonalnej maszynie do pikowania. Nie tylko stanęłam, ale i trochę popikowałam.
 

 
Dziwne wrażenie. Przyzwyczajona do pikowania na domowej maszynie, czułam się tak, jakbym musiała rysować na małej kartce papieru długopisem długości 40 cm. Quilterka z Włoch, która obsługiwała maszynę, "pocieszyła" mnie, że uczyła się rok, żeby ją dobrze opanować. Spotykałam na imprezie dużo znajomych, głównie naszych kursantek ze Szkoły Patchworku, dużo osób pytało też mnie, czy nie ma w Warszawie lub okolicach punktu, gdzie można odpłatnie dawać do pikowania uszyty przez siebie patchwork. Niestety nie ma. A taka właśnie jest tradycja w Stanach Zjednoczonych - w każdym hrabstwie (odpowiadającym naszemu powiatowi) jest przynajmniej jeden punkt, gdzie kobiety, które nie potrafią, nie mają cierpliwości lub czasu pikować, mogą oddać swój patchwork. Szkoda, że żadna firma zajmująca się maszynami do szycia nie wpadła na pomysł, żeby w ramach reklamy udostępnić taką maszynę. Bo niestety nie jest w "zasięgu" zwykłych quilterek: kosztuje trzydzieści parę tysięcy złotych i zajmuje strasznie dużo miejsca. Pocieszam się tym, że nasze patchworkowe towarzystwo się powiększa w szybkim tempie, więc może ...