Ten weekend był dla naszej Szkoły Patchworku podwójnie premierowy. Po pierwsze, zajęcia odbyły się w nowym miejscu - z domową atmosferą i bardziej kameralnym, niż dotychczasowy lokal.
Po drugie, po raz pierwszy odbyły się moje autorskie zajęcia, czyli Patchworkowe efekty specjalne. Trochę się bałam, że za dużo wrzuciłam do jednego worka - mówiłam aż o 9 nowych technikach, mniej lub bardziej skomplikowanych. W innych krajach każda z tych technik zazwyczaj jest przedmiotem oddzielnych warsztatów, i to czasami dwudniowych, a ja postanowiłam, że będzie inaczej. Niektóre z naszych "kursantek" były u nas po raz trzeci lub czwarty, więc znałam ich możliwości. Na takie zajęcia, jak nasze, przychodzą osoby niezwykle kreatywne, które z przedstawianych im pomysłów wybierają - coraz bardziej odważnie - to, co im najbardziej odpowiada i realizują to po swojemu. Więc tym razem chciałabym napisać parę słów o dziewczynach, które spotykam od kilku miesięcy. I zilustrować to zdjęciami z ostatnich zajęć.
Przede wszystkim fajne jest to, że dziewczyny mają własne zdanie. Obydwie z Anią Sławińską marzyłyśmy właśnie o takich osobach. Nie o tym, że będą kopiować nasze propozycje dosłownie, tylko o tym, że będą do nich wnosić coś swojego. Za to je podziwiam, nawet wtedy, kiedy zrzędzę, że nie tak prasują tkaniny, jak powinny.
Na zajęciach są skupione, ale potrafią też się świetnie bawić tym, co robią. Bez względu na to, czy siedzą przy maszynie...
...czy szyją ręcznie, jak nasza mistrzyni haftu krzyżykowego.
Każda ma swój styl pracy. Niektóre pracują taśmowo, a ja tylko patrzę, jak rośnie obok ich maszyny stosik skończonych elementów.
A inne po kolei realizują całość.
Bywa tak, że kończą swój projekt i zaczynają nowy.
Albo i tak, że twiedzą, że to "nie ich dzień", a potem zaskakują swoim pomysłem.
Bardzo się z tego wszystkiego cieszę, bo to oznacza, że fanek patchworku/quiltu przybywa. Jednym słowem, że nasze łatkowe towarzystwo rośnie w siłę.
Hmm ... ciekawa jestem, czym zaskoczą nas dziewczyny na zajęciach w ten weekend.