Przez ostatnich kilka tygodni miałam okazję korzystać z maszyny Brothera Inov-is NV-2600. Maszyna ta jako jedna z dwóch wystąpi w książce o patchworku, nad którą obecnie pracuję. Jednak dzięki cierpliwości firmy EMB Systems, która mi ją wypożyczyła, mogłam też wypróbować jej możliwości w nieco odrębnych, czasami zdecydowanie bardziej skomplikowanych technikach. (O czym będę pisać w kolejnych postach.)
NV-2600
jest maszyną i hafciarką w jednym. Haft maszynowy jako taki do tej
pory raczej mnie nie pociągał, a ściegi ozdobne zastosowałam może 10 razy, ale nie byłabym sobą, czyli
quilterką do kwadratu, gdybym nie wykorzystała maszyny do własnych,
patchworkowych celów.
Na początku coś prostego, czyli haft występujący w roli pikowania.
Na początku coś prostego, czyli haft występujący w roli pikowania.
Tak,
właśnie tak. Patchwork można również pikować, używając ściegów
ozdobnych, ale pod jednym warunkiem. Maszyna musi być naprawdę dobra i bardzo dobrze ustawiona – oczywiście chodzi mi o
napięcie górne i dolne.
Ale
po kolei.
Od
dawna podobała mi się technika Stupendous Stitching, którą kilka
lat temu rozpropagowała Carol Ann Waugh. Faliste lub proste linie haftu,
przedzielone pikowaniem – ręcznym i maszynowym – podobają się
nawet mnie, chociaż zazwyczaj jestem zwolenniczką minimalizmu.
Carol Ann Waugh najpierw podkłada pod tkaninę flizelinę i
zahaftowuje powierzchnię tkaniny, a dopiero potem, po oderwaniu
papieru i zrobieniu quiltowej kanapki, pikuje. Taki podkład z flizeliny zapewnia, że ścieg będzie układał się ładnie i nie będzie marszczył tkaniny. Chciałam uprościć
ten proces i nieco poeksperymentować. Od razu zrobiłam quiltową kanapkę i
zdałam się na maszynę, mając nadzieję, że nie będzie się
buntować przeciwko haftowanio-pikowaniu i że efekt będzie
zadowalający.
Najpierw zrobiłam próbkę z tkaniny "docelowej” i tej samej watoliny, którą miałam przygotowaną. Chociażby po to, żeby zobaczyć, jak prezentują się wybrane przeze mnie nici, tym bardziej, że były różne – bawełniane, jedwabiste i z rayonu. A także moje ostatnio ulubione metaliczne Sulky Gutermana, które na zdjęciu prezentują się skromnie, niczym zwykłe białe nici, za to podświetlone zaczynają błyszczeć delikatnie, niczym tafta.
Świetna zabawa, miałam naprawdę trudności z wybraniem ściegu. |
Najpierw zrobiłam próbkę z tkaniny "docelowej” i tej samej watoliny, którą miałam przygotowaną. Chociażby po to, żeby zobaczyć, jak prezentują się wybrane przeze mnie nici, tym bardziej, że były różne – bawełniane, jedwabiste i z rayonu. A także moje ostatnio ulubione metaliczne Sulky Gutermana, które na zdjęciu prezentują się skromnie, niczym zwykłe białe nici, za to podświetlone zaczynają błyszczeć delikatnie, niczym tafta.
W prawym dolnym rogu są nici, które wybrałam do pikowania tła. Potem zresztą dodałam jeszcze inną czerwień, bardziej intensywną. |
I
już wiem, że najtrudniej używać ściegów, które
są stosunkowo szerokie, a to dlatego, że igła porusza się po szerszym polu dość gwałtownie i może nieco ściągać tkaninę. Za to najlepiej na kanapce quiltowej sprawiają
się hafty zwarte.
O tym, jak bardzo zwarte mogłam decydować sama, ustawiając je tak
albo tak.
Ponieważ
z niecierpliwością czekałam na efekt końcowy, a używałam nowej
maszyny, ciągle robiłam jakieś błędy. O tychże błędach
NV-2600, która okazała się bardzo rozmowna, szybko mnie
informowała. A to nie ustawiłam odpowiednio igły i w odpowiedzi
zobaczyłam:
A
to zapomniałam zmienić nici w bębenku, by dopasować je do koloru na górze. Akurat to ostatnie nie
zemściło się na mnie, bo maszyna jest tak dobrze ustawiona, że nici
ze spodu w ogóle nie przechodziły na wierzch, a nici wierzchnie
widać było jedynie na obrzeżach haftu pod spodem.
Na wierzchu metaliczne białe nici Gutermana, na spodzie bawełniane w kolorze lilowym. |
I to w zasadzie dwie tajemnice takiego haftowanio-pikowania: stojak na nici, by szpulka była ustawiona w pozycji pionowej oraz odpowiednie napięcie, które trzeba wyregulować. I radzę to robić stopniowo, by nie przegapić najlepszego ustawienia. Jednym słowem punkt po punkcie. Dzięki temu nie musiałam wcześniej haftować na flizelinie. Aha, i nie używałam tamborka - całość operacji była robiona na części maszynowej, nie hafciarskiej.
Jeszcze tylko pikowanie pomiędzy haftowanio-pikowaniem i praca była gotowa. Na razie skromna, tak po mojemu, ale przecież nie ostatnia z tej serii.
PS: Tym razem, wyjątkowo jak na mnie, nie przyszywałam lamówki ręcznie tylko maszynowo - przy pomocy haftu z gałązkami
Jeszcze tylko pikowanie pomiędzy haftowanio-pikowaniem i praca była gotowa. Na razie skromna, tak po mojemu, ale przecież nie ostatnia z tej serii.
PS: Tym razem, wyjątkowo jak na mnie, nie przyszywałam lamówki ręcznie tylko maszynowo - przy pomocy haftu z gałązkami