czwartek, 22 lutego 2018

Małe, mniejsze i jeszcze węższe



Na początek dwie informacje. Pierwsza dotyczy mojej książki: nadal można ją kupić przede wszystkim ode mnie - tak, jak to opisałam w poprzednim poście, czyli 9 grudnia. Inne źródła to sklepy: Outlet Tkanin i Kiltowo (stacjonarnie w Warszawie, ale też internetowo), To i Owo (internetowo) oraz Szpila szop (w Gdańsku i internetowo). Powoli zabieram się do rozsyłania książki do hurtowni książkowych, więc prawdopodobnie pojawi się na wiosnę w księgarniach. 
Druga informacja dotyczy bloga: padł mi komputer ze wszystkimi danymi, dopiero teraz udało się odratować moje zdjęcia, teksty, itd, więc wracam do pisania. Chociażby po to, by udowodnić, że po uszyciu i wydaniu książki nie leniuchowałam. Pracowałam bardzo DUUUŻO, chociaż nie wiem, czy to, co pokazuję poniżej, można określić tym wyrazem.
Zaczęło się od tego, że po szyciu patchworków do książki zostały mi skraweczki pięknej tkaniny Gütermanna, a na niej ptaszki, kwiatki, ważki itp. Same słodziaki, jednak zbyt małe, żeby do czegoś poważnego (czytaj: dużego) wykorzystać. Ale czy na pewno? Czeka mnie właśnie uszycie giganta 240x240 cm, więc chciałam mojej Janomce dać po przerwie najpierw coś łatwego (jak mi się wydawało) do uszycia.
Czyli mini quilt, a w zasadzie minimini quilt.
Chociażby taki:



Wiem, bywają mniejsze miniquilty, poprzednio szyłam broszki patchworkowe nie większe niż 3x3 cm, ale od czegoś trzeba zacząć. Mogę się za to pochwalić, że ramki naokoło ptaszka mają 2,5 cm przed zszyciem, a po zszyciu 1 cm, więc są dość wąskie. Ta pierwsza próba, a raczej powtórka z rozrywki, przypomniała mi o kilku sprawach. Po pierwsze, należy wcześniej przygotować sobie wszystkie paski, a przynajmniej jak najwięcej, żeby co chwila nie latać od deski do prasowania do maty, a potem do maszyny:


Tu mam przygotowane paski na trzy kolejne patchworczki, o czym poniżej. Przede wszystkim chciałam mieć je z głowy, bo szycie takich wąskich paseczków, a nawet węższych, jest trudne, więc koniecznie muszą być skrojone z dokładnością co do milimetra:


Trudne jest zwłaszcza odcinanie pasków z pasków tak, by się nie przesuwały. Dlatego kolejne cięłam już, korzystając z tej szczelinki, która znajduje się na 1/3 wysokości liniału. Bardzo to jest wygodne i szczerze tę linijkę (Clover) polecam.
Kolejna rzecz to prasowanie. Konieczne jest rozprasowywanie szwów. Tu z kolei przydaje się miniżelazko. Przyznam, że kiedy dostałam je w prezencie, myłlałam, że to będzie tylko taki bajer, którym pobawię się raz, czy dwa. Tymczasem przydatne jest naprawdę w wielu sytuacjach:


Przede wszystkim jest lekkie, a poza tym bardziej precyzyjne niż to duże. (Co przydaje się w przypadku jeszcze mniejszych skrawków - dowód poniżej)
Ramki wokół ptaszka prasowałam po każdym okrążeniu, ale nie zaszkodziłoby prasować po każdym szwie. Czego dowodem jest kolejny mini quilt, czyli maleńka chatka.


Zadowolona z pierwszego miniquiltu, zaczęłam kolejny - jak widać jeszcze bardziej mini, a przy okazji z jeszcze węższych pasków. Tym razem paski przed zszyciem miały 2 cm, po zszyciu 6, 7, a nawet 8 mm. No właśnie. Nie zrobiłam tego, o czym pisałam wcześniej. Nie prasowałam za każdym razem, kiedy kończyłam okrążenie, więc paski są już tu trochę nierówne, ale "trochę" przy takiej szerokości jest bardzo widoczne. Nie zrobiłam też kolejnej rzeczy, a mianowicie po każdym okrążeniu powinnam przeprowadzać kontrolę jakości - sprawdzać na macie, czy patchwork trzyma rozmiar i kształt. W przypadku patchworku składającego się z kilku bloków, które będzie trzeba jeszcze zszyć ze sobą, to jeszcze ważniejsze. Co widać poniżej.


3-centymetrowe (hmm) bloki, chociaż wydawało mi się, że skroiłam je idealnie i równo zszywałam, jednak wyszły trochę różnie i trzeba je będzie wyrównać. A przy okazji, jeśli miałabym je prasować normalnym żelazkiem... 


Tak wyglądają cztery bloki zszyte w jedną całość, ale to dopiero jedna dziewiąta całości

O tym, jak wygląda całość tych półchatek, a także jak mini patchworki wyglądają z tyłu napiszę następnym razem.

2 komentarze:

  1. Marzenko, a nie byłoby Ci łatwiej najpierw zszyć, a potem przyciąć? Ja nie jestem precyzyjna i nie używam linijek w ogóle, ale czasami musiałam popełnić coś bardzo dokładnego i tylko w taki sposób mi wychodziło. Wiesz o czym mówię? Zamiast ciąć dokładne paseczki, najpierw przyszyć, rozprasować i wtedy odciąć nadmiar (jednocześnie masz kontrolę nad kształtem i rozmiarem całego bloku.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przycinaj raczej nie można - pamiętaj, że zapas na szew w tradycyjnym patchworku ma 6 mm. Problem raczej jest w samych paseczkach, ponieważ trudno nad nimi zapanować. Ale chyba wiem, jak rozwiąże ten problem - albo będę je krochmalić tak jak się robi przy niektórych wzorach, albo zastosuję FPP, czyli naszywanie na papier.

    OdpowiedzUsuń