Niestety nieco
przesuwa się w czasie wydanie mojej książki, ponieważ prace
wykończeniowe zajmują nam więcej czasu, niż optymistycznie
wyliczyłam. Mam nadzieję, że termin listopadowy będzie już dla
niej realny. Postanowiłam w tzw. międzyczasie pokazać czym, oprócz
"szycia" książki, zajmowałam się w ciągu ostatnich miesięcy.
Przygotowując
książkę, korzystałam w zeszłym roku między innymi z maszyny
firmy Brother - Innovis NV2600 (klik). O kilka poziomów wyżej niż moja
wysłużona już Janomka, Innovis jest nie tylko maszyną do szycia,
ale również hafciarką. Poza tym umożliwia wykorzystanie różnych
ciekawych technik. Podczas jej wizyty w moim domu, wypróbowałam
kilka z nich. Jedną, którą opiszę w następnym poście,
postanowiłam zastosować do realizacji pomysłu, który chodził mi
po głowie już od bardzo dawna. Czyli do mandali.
Kiedy ogląda się
niektóre mandale, nieco przerażająca jest ich szczegółowość.
Te wszystkie drobiazgi, które pojawiają się czasami w projektach, nie wchodziły w grę, przynajmniej przy
moim pierwszym podejściu, ale sam kształt – jak najbardziej.
Pierwszym krokiem do
narysowania mandali jest swego rodzaju szkielet (później
niewidoczny), na którym opiera się wszystkie ornamenty. Jest to
siatka składająca się z linii prostych i kół, która wygląda na
początku chociażby tak:
Natomiast po naniesieniu
pierwszych kształtów tak:
Napisałam, że
„szkielet” ma być niewidoczny i to okazało się pierwszym
problemem do rozwiązania. Ponieważ nie miałam zamiaru rysować
projektu na papierze, ale od razu na tkaninie, musiałam znaleźć
takie kredki/markery/itp., o których wiedziałam, że można je z
łatwością usunąć, kiedy całość będzie gotowa. Problem
komplikował fakt, że mandala miała być zrobiona na granacie. Jak
rysować jasno na ciemnym? Mogę polecić dwie, wypróbowane przeze mnie
wielokrotnie rzeczy.
Moje odkrycie z zeszłego roku to radełko z kredą, które od już dawna zachwalało mi kilka osób. Jest w formie dość grubego markera z pojemniczkiem, w którym znajduje się sypka kreda. Na dole zakończone jest tak, jak radełka krawieckie, czyli ząbkami. Jest jednak pomiędzy nimi dość duża różnica. Kiedy zwykłe radełko przyciśnie się do tkaniny, na jej powierzchni odciska się dość wyraźna wykropkowana kreska, którą nie zawsze można później usunąć. O taki efekt na pewno mi nie chodziło. Ząbki w "moim" radełku są delikatniejsze i nie należy ich wciskać w tkaninę. Mają jedynie ułatwić „poruszanie się” radełka, a także równomierne rozprowadzanie kredy. Kreda stopniowo wysypuje się z pojemniczka i osiada na tkaninie w postaci bardzo cienkiej (!) kreski. Podczas szycia nieco się osypuje, ale nadal jest bardzo wyraźna. A najważniejsze jest to, że z łatwością można ją usunąć – strzepując intensywnie lub sczesując ślady szczoteczką.
Do białego markera Clovera podchodziłam dość nieufnie. Wydawało mi się, że niemożliwe jest narysowanie jasnej kreski, która nie wsiąknie w tkaninę. Marker przetestowałam na brzegu projektu.
Na początku pomyślałam
sobie, że mam rację, ponieważ kreska nie była zbyt wyraźna. Na moment
odwróciłam wzrok, a w tym czasie kreska „uwyraźniła się”.
Można go kupić w sklepie To i owo (klik)
Mandalę rysowałam
na gotowej kanapce, czyli sfastrygowanych razem: spodzie, wypełnieniu
i wierzchu. Najpierw powstały linie proste biegnące od czterech
kątów, potem narysowałam linie od środka każdego boku. Na takim
szkielecie oparłam koła. Ponieważ cyrkiel nie wchodził w grę, narysowałam je za pomocą szablonu do
Dresden plate.
I dopiero na tak
gotowej siatce powstały bardzo proste wzory mandali (które zresztą
w trakcie pracy modyfikowałam). Całość wygląda na razie nieco chaotycznie, ale wbrew pozorom jest czytelna.
O tym, na czym
polegała sama praca, po co potrzebna była mi do niej zaawansowana
maszyna Brothera, no i przede wszystkim, jaki był jej efekt, napiszę
w przyszłym tygodniu w kolejnym poście.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz