Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wystawa patchworku. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wystawa patchworku. Pokaż wszystkie posty

środa, 10 kwietnia 2013

Nadeszła wiosna, a z nią... lato

   I nie chodzi mi wcale o anomalii pogodowych ciąg dalszy. Po prostu wreszcie skończyłam trzy quilty na wystawę w Berlinie.
   Po pierwsze, szybko rozwiązałam problem "Wiosny" i wróciłam do swojego pierwszego pomysłu. Wybrałam nie kwadraty, nie koła i inne różne owale, ale postrzępione płatki, które dodały obrazkowi lekkości kojarzącej się mi z wiosną.


Ze wszystkich kolorów najbardziej pasowała mi czerwień w różnych odcieniach. Jest dość intensywna, jak na wiosnę, ale fajnie kontrastuje z zielenią.


Tym bardziej, że wśród niej jest dużo, ale nie za dużo, różu.



Płatki są postrzępione na brzegach, przypikowane do podłoża, ale nie całkiem, więc lekko odstają.


A listki, jedynie przepikowane w tle, widać dopiero wtedy, kiedy podejdzie się bliżej.

Praca nad "Latem" była spokojniejsza, bo jakoś od początku byłam zdecydowana na technikę, którą wybrałam, za to wlokła się niemiłosiernie, gdyż kawałeczki do zszywania były malutkie.
Gdzieś w połowie wyglądało to tak:



A potem makatka robiła się coraz większa, i większai większa, większa. Aż wreszcie po wielu mękach twórczych (zadraśnięty palec, złamanych kilka igieł i tym podobne) przeistoczyła się w moją wizję lata:


Kolory miały być nasycone i są, miało być ich mnóstwo i jest. A przede wszystkim jest crazy, a to lubię najbardziej.


Maleńkie łatki, nie większe niź 5 cm, ale głównie dużo mniejsze, są nieregularne, jak w technice crazy, ale, żeby nad nimi jakoś zapanować, ułożyłam je w pasy.


Ostatnie dni przeszły mi całkowicie pod znakiem crazy. Najpierw miałyśmy z Anią Sławińską spotkanie z miłymi paniami na Ochocie, które chciały szyć patchworki, ale ręcznie. Dlatego zaproponowałam, żeby spróbowały tak jak XIX-wieczne damy, szyć je techniką crazy na podkładzie.



Panie, jak w klasycznym crazy, używały dużo różnych, bardzo ciekawych tkanin wyszperanych w domowych zakamarkach. Kilka takich tkaninek dostałyśmy w prezencie.


Szycie może być zaraźliwe, dlatego nic dziwnego, że Ania nie wytrzymała i chwyciła za igłę z nitką.

A w weekend miałyśmy kolejną porcję warsztatów. Najpierw, jak poprzednio, w sobotę była grupa dla początkujących, a w niedzielę w grupie zaawansowanych dziewczyn, ćwiczyłyśmy.... mhm.... wiem, że robię się nudna... crazy. Zdjęcia z zajęć Ania umieściła na swoim googlowym profilu https://plus.google.com/photos/109245652148996599063/albums/5864758545622993905?banner=pwa#photos/109245652148996599063/albums/5864758545622993905?banner=pwa Zapraszam do obejrzenia, bo jest co podziwiać, dziewczyny szaleją aż miło. A ja dzięki nim w domu z jeszcze większą chęcia siadam do maszyny.

środa, 27 marca 2013

Wyścig z czasem

     Kilka miesięcy temu zostałam zaproszona do wzięcia udziału w wystawie polskiego patchworku, która ma się odbyć w czerwcu w ramach Dni Patchworku w Berlinie. Danka Kruszewska, dobry duch polskiego patchworku i kustosz wystawy, dała nam, uczestniczkom, termin do końca marca na wysłanie zdjęć i zgłoszeń prac. 
     Postanowiłam zrobić coś ekstra. Czyli jednym słowem przygotować coś nowego i coś, co... mhm... godnie reprezentowałoby nasz kraj. To pierwsza tego typu impreza na dużą skalę, w której będę uczestniczyć, więc mam tremę.
     Najpierw wydawało mi się, że mam multum pomysłów, potem, kiedy przyszło co do czego, w mojej głowie zrobiła się pustka. Było dużo czasu (jak mi się wydawało), więc dałam swojej głowie czas na odpoczynek. Poskutkowało to tym, że nastąpiło coś równie problematycznego jak brak pomysłów, a mianowicie nadmierny ich wysyp. Na początku marca miałam wreszcie ogólą koncepcję całości i plan, że będę robić jeden quilt tygodniowo. Plany planami, a wiadomo, życie życiem. Koniec końców dopiero dwa tygodnie temu zaczęłam realizować swoje pomysły. A polegały one na tym, że chciałam zrobić cztery quilty poświęcone czterem porom roku, każdy wykonany inną techniką i z tkanin, które miały być farbowane przeze mnie. To drugie było łatwiejsze, bo mam niezły stosik fajnych materiałów, z tym pierwszym sprawa była bardziej skomplikowana. Mianowicie postanowiłam, że poeksperymentuję z technikami, których jeszcze nie praktykowałam. I zrobił się niezły galimatias. Na przykład wymyśliłam sobie, że "Jesień" ma przypominać malarstwo na jedwabiu, tzn. wszystkie elementy miały być obwiedzione grubszym konturem w kontrastowym kolorze. Długo myślałam, jak to zrobić. Może ściegiem satynowym? Po kilku nieudanych próbach"Jesień" odłożyłam na bok, żeby mi wykiełkował inny pomysł i wzięłam się za kolejne pory roku, co do których miałam bardziej sprecyzowane pomysły. Przede wszystkim za "Wiosnę" i "Lato".


Ok, wiem, że ten szkic jest, delikatnie pisząc, mało czytelny, ale właśnie tak miała wyglądać "Wiosna". Góra to błękit, czyli niebo, tylko i wyłącznie pikowany, te zygzaki to kwiaty w wiosennych, świeżych kolorach, aplikowane. Natomiast dolna część miała być czysto patchworkowa, bo pomiędzy łodyżkami kwiatów miały pojawiać się łatki w świeżych wiosennych zieleniach.


Najpierw zrobiłam casting na tkaniny. Pastele przyszły mi na myśl na samym początku, ale w rzeczywistości wyglądały jeszcze bardziej blado niż na zdjęciu.


Potem wybrałam bardziej żywe kolory, ale, koniec końców, zdecydowałam się tylko na kilka z nich.


Jednym słowem wszystkie kwiaty miały być około-czerwone. Pocięłam je w bardzo nieregularne, jakby poszarpane kształty, które miały jedynie symbolizować płatki kwiatów i...


jakoś przestało mi się to podobać. Próbowałam inaczej ułożyć płatki, w sposób bardziej zorganizowany. Cała rzecz nie dała mi spać, więc w nocy zwlokłam się z łóżka, żeby zrobić nową aranżację i...


no nie, nie tak miało być! Tylko jak?
Nastepnego dnia, przypomniała mi się aranżacja z czerwieniami w kształcie kwadratów, że niby takie geometryczne kształty będą pasowały do długich łodyżek, więc, żeby nie marnować tkaniny, pocięłam kolorowy papier i jakieś foldery najpierw tak:


Okrągłości wydały mi się bardziej kwiatowe niż kwadraty, ale jednak to nie było nadal to. Potem dodałam im środki:


a potem pocięłam na bardziej stylizowane kwiatkowe formy:


 Stosik pociętego papieru rósł, ja nadal nie byłam przekonana do efektów, więc jeszcze wycięłam pięciokąty i dodałam do nich (jednak) kwadraty. Nadal nic. W między czasie szyłam "Lato", które okazało się najbardziej pracochłonne, za to, odpukać w niemalowane (?), najłatwiejsze. Wreszcie wczoraj "Wiosna" objawiła mi się na tyle przekonująco, że prędko pobiegłam do maszyny, żeby ją pikować. Jak wyszła? Zaraz będę ją kończyć, a pojutrze fotografować. A w międzyczasie robię "Lato" i "Zimę".